Dokąd idę zasypiając?

Budzą mnie koszmary i własny krzyk.

To tylko sen. To tylko zły sen.

Ocieram pot z twarzy. Biorę głęboki oddech.

Światło ulicznej latarni przedziera się przez żaluzje w oknie sypialni

liniując jej sufit.

Czasami, nie mogąc zasnąć, zapisuję na tych linijkach moje plany.

Snucie planów po koszmarach nie jest możliwe.

Zapalam nocną lampkę.

Łudzę się, że jej blask rozproszy horror snu,

 pozwoli mi o nim szybciej zapomnieć.

Nie zapominam.

 A gdy powieki na powrót stają się ciężkie,

znów tonę w brudnej mazi, spadam w przepaść,

gubię się labiryntach, przedzieram przez mroczne lasy,

trafiam do grot, gdzie przytłaczają mnie głazy,

tracę bliskie mi osoby…

Czy to wszystko jest jedynie tworem mojej wyobraźni?

A może…

Warte głębokiej analizy.

Dokąd więc idę zasypiając?

Do miejsca pełnego zakodowanych rad i podpowiedzi?

Czuję się uprzywilejowana, nie należę do tej drugiej grupy.

Chociaż… po pięknych snach, bo i takie mi się niekiedy przytrafiają,

szczególnie po tych, w których tryskam zdrowiem,

przebudzenia bywają niezmiernie bolesne.

Gdzie byłam, gdy mnie tu nie było?

W lipcu przedreptałam wiele plaż na zachodnim wybrzeżu Szwecji,

gdzie mieszkam od lat.

O skaleczonej ostrym kamieniem stopie już zapomniałam.

O tym, że nie miałam nic przeciwko pocałunkom Heliosa

w siódmym miesiącu roku, przypominają piegi na ramionach.

Kilogramy cudownie wygładzonego morskiego szkła na biurku

przywodzą na myśl pracownię jubilerską.

Może powinnam z nich zacząć tworzyć biżuterię?

Muszle ostryg zdobią paterę w pokoju dziennym

wraz z innymi morskimi skarbami.

Przypominają mi o cudownych chwilach.

O blogu prawie zapomniałam.

Planowałam go nawet usunąć, bo jest…nie do końca mój.

Doszłam jednak do wniosku, że przecież nic nie stoi na przeszkodzie,

aby do bycia moim stopniowo dorastał.

Odwiedzałam i pola z rozkołysanymi łanami zbóż,

przeplatanymi krwistymi makami,

i łąki pokryte dywanami koniczyny.

Szukałam czterolistnej.

Nie znalazłam.

Rozumiem motyle. Ich frenetyczne loty z kwiatu na kwiat.

Gdybym miała skrzydła… Ale o tym w innym wpisie.

*

W sierpniu brakowało mi i słów, i energii.

Desperacko szukałam i jednego, i drugiego.

Na próżno.

Sierpniowy upał wysysał ze mnie wszystkie soki.

Plażom, z setkami małych i dużych stóp, rozbieganych w tę i z powrotem,

dałam od siebie odpocząć.

Zahaczałam o lasy, unikając intymnych kontaktów z kleszczami.

Trzy zeszłego roku wystarczą na lat kilka!

Czytaj dalej