Pogranicze jesieni i zimy.
Dziwny okres, w którym tęsknię za barwami trzeciej poru roku, a jednocześnie za śniegiem i lodem.
Listopad tonął w deszczu.
Miałam czas na zakończenie projektów rozpoczętych wiele miesięcy temu,
ale… zabrakło mi samodyscypliny.
Koncentracja też szwankowała…
Spacerowałam, kradnąc chwile między jedną a drugą ulewą.
Moim nogom, rozbieganym po wiośnie, lecie i cieplejszej części jesieni,
trudno było stać w miejscu.
I nabawiłam się przeziębienia.
Unikam zbytniego litowania się nad sobą, z czym nie zawsze wychodzi mi najlepiej.
Dodaję sobie otuchy ziołowymi herbatkami, owocami i witaminami w tabletkach.
Przymusowe przebywanie w domu i cała obecna sytuacja sprawiają, że czuję się uwięziona.
Tak bardzo chciałabym móc pójść tam, gdzie chcę,
bez konieczności zachowywania daleko posuniętej ostrożności,
bez obaw zarażenia się wirusem.
Schnę z tęsknoty za normalnością codzienności.
Jedyną pociechą jest to, że dzielę to uczucie z milionami ludzi.
„Połykam” książki.
Coraz częściej wtulam się w kanapę i nadrabiam filmowe zaległości.
Ubieram moje cztery kąty w szatę zimowych świąt,
chociaż… najchętniej bym przez nie przeskoczyła.
Wymyślam opakowania prezentów pod choinkę, aby były bardziej oryginalne
od tych z ubiegłych lat.
Opakowania prezentów, jakich jeszcze nie kupiłam.
Czy uda mi się je nabyć?
Chwilowo popadam w melancholię.
Na szczęście tylko chwilowo.
❤