Domowe krajobrazy

home stories

Deszcz stuka w szyby okien, zalewa ulice, chodniki i balkon milionami kropel.

A miałam w planach dłuższy spacer pod błękitem nieba…

Spaceruję więc po mieszkaniu i fotografuję część szczegółów, które lubię.

Metal, czerń, biel. Ozdoby wyszperane w second handach i na pchlich targach.

Miniatura starego samochodu, złożonego własnoręcznie przez K. dawno temu z dziesiątek mniejszych i większych

elementów, napawa go nostalgią.

home stories II

Między częstymi prysznicami z nieba, wlewają się przez żaluzje w oknach ostatnie już chyba promienie letniego słońca

i liniują ściany, jak gdyby zachęcały mnie do dalszego pisania.

Te ściany, pokryte tapetą, zamieniłabym najchętniej na bielone, surowe, ze skazami.

Niestety, nie jesteśmy właścicielami naszego lokum. Pozostaje mi marzyć dalej…

home stories III

Czym jest dla mnie domowa przestrzeń? Bezpieczną przystanią, oazą. Miejscem, które wycisza

i zaspokaja moje poczucie estetyki.

Miejscem, w którym rzeczy mają przydzielony swój własny kąt. Gdzie nie muszę szukać talerzy, notatników,

pudełek z włóczkami itd. Chociaż… i to mi się zdarza. Na szczęście niezmiernie rzadko po ostatnim wielkim sprzątaniu.

Wracając do poczucia estetyki… Czy K. nie ma nic do powiedzenia w tym temacie?

Ma. Żyjemy przecież pod jednym dachem.

Obecnie jednak, po kilku pozytywnie przez niego odebranych zmianach w naszym M3, do których był nastawiony

negatywnie, coraz częściej zdaje się na mój gust.

home stories IV

W metalową ramkę wsuwam na przemian kopie dzieł mistrzów pędzla, fotografii  i pióra.

„Variety is a spice of life”, jak to trafnie ujął William Cowper.

Spaceruję po mieszkaniu i fotografuję część szczegółów, które lubię.

Nie wszystko w moich czterech kątach jest dopracowane do końca.

I… podejrzewam, że nigdy nie będzie. Z domem jest trochę jak z ogrodem. Czy i Ty tak uważasz?

Ciąg dalszy nastąpi.

Przemijanie

faded peony

Piwonie…

Mają moc teleportowania mnie do miejsc i czasów, od których dzieli mnie kilka dziesięcioleci i setki kilometrów.

Rosły przed moim rodzinnym domem w Polsce. Różowe chmury pachnące jak ekskluzywne perfumy.

Do dziś mam do nich słabość.

I w tym roku zdążyły przekwitnąć. Po różowych obłokach pozostało wspomnienie w postaci zasuszonych płatków.

Przyznaję, że mają swój niepowtarzalny urok.

Ja też przekwitam.

Twarz ubiera się w coraz mniej dyskretne zmarszczki. Kącikom ust spieszno na południe.

Nadają twarzy smutny, zmęczony wygląd.

Mam jeszcze za mało lat, aby czuć się starą. Mam już za dużo lat, aby czuć się młodą.

Przemijanie…

Zaakceptowałam je, bo inaczej się nie da.

I jestem za nie losowi wdzięczna, tak wielu ludzi przemija za szybko, za wcześnie.

Czy lubię swoje odbicie w lustrze? Czy uważam, że ta starzejąca się ja ma swój niepowtarzalny urok?

Nie…

Tak…

Brak mi jednoznacznej odpowiedzi.

Kontakt

contact

quote Mehmet Murat ildan

Z upływem lat, coraz bardziej przekonuję się do tego, że jestem stworzona do wiatru we włosach i piasku pod stopami.

Uwalnianie stóp z obuwia, najczęściej na plażach, to dla mnie zastrzyk energii, balsam dla duszy,

możność bliższego kontaktu nie tylko z naturą, ale i z samą sobą.

Wczoraj było magicznym dniem. Dniem pełnym bliskości, miłości.

Moje stopy wtulały się w piasek plaży przez wiele godzin.

Zbyt krótko, pomyślałam, gdy słońce zafundowało sobie kąpiel w morzu,

gdy chłód sierpniowego wieczoru ubrał moje ciało w gęsią skórkę,

gdy zmęczenie dało się we znaki.

Tak jak moje stopy potrzebowały czułego kontaktu z piaskiem, tak i ja, ta najczęściej niewidoczna dla innych,

trochę zagubiona gdzieś między byciem żoną, matką, córką, siostrą,

potrzebowała zbliżenia.

Przytuliłam się do siebie, objęłam się ramieniem i przyrzekłam sobie, że postaram się o sobie nie zapominać.

Czy było to rzuceniem słów na wiatr? Mam nadzieję, że nie.

Przesyłam Ci garść pozytywnej energii i zapraszam do spotkania przy kolejnym wpisie.