Goodbye & Hello

feather and the beach

Z latem przywitałam się w czerwcu.

I trwało aż do przedwczoraj!

Dla mnie kończy się ono w chwili pożegnania się z nim, co zrobiłam na mojej ulubionej plaży

dwa dni temu, w cudownie słoneczne, bezwietrzne popołudnie.

120 minut piasku pod butami

(zrezygnowałam z bliskiego kontaktu stóp z podłożem z winy uporczywego przeziębienia),

tysiąca kroków na północ i południe,

błekitu nieba nad głową, aromatu słonej wody, koncertu mew.

Było mi tego niezmiernie potrzeba po IX-tym miesiącu AD 2021,

(najchętniej wymazałabym go z pamięci…).

Wracając do domu przywitałam się z jesienią.

autumn wreath

Z porą roku, w której królują owoce rokitnika (przypominające miniaturowe pomarańcze),

perły dzikiej róży i jarzębiny,

jabłka, gruszki i wysuszone wiatrem i słońcem polne rośliny.

Te ostatnie zebrałam w bukiet.

Stoją w wazonie w przedpokoju mieszkania i opowiadają historie o swojej dawnej świetności.

Dawnej? Tak, są wobec siebie bardzo krytyczne. Dokładnie tak, jak ja…

*

Jestem gotowa na dotyk mgły, na chrupkie powietrze przesycone wonią wilgotnych liści,

na niespieszne jesienne wieczory,

rozjaśniane blaskiem zapachowych świec

(zakochałam się wiele lat temu w white musk i sandalwood, pozostaję im wierna),

na wtulanie się w przytulne koce z kubkiem gorącej ziołowej herbaty w ręku.

A Ty?