Boginii Sol, jest od kilku dni niezmiernie ambitna.
Nawet Thor uznał, że świetliste bóstwo pozwala sobie na zbyt dużo swawoli,
i dając upust niezadowoleniu, skarcił je wczoraj surowo gromkim głosem.
Pomogło? Nie. Ciągle jest upalnie, duszno, parno.
Jednym słowem, pogoda nie dla mnie!
Wypełzam z mojej „groty” dopiero wtedy,
gdy słoneczne promienie zmieniają się z parzących w… mniej parzące.
Zacienione miejsca przyciągają mnie jak magnes.
Obserwuję i uwieczniam piękne formy artystycznie tworzone przez naturę.
Karmię oczy sporo już podsuszonymi, lecz ciągle czarującymi kwiatami dzikich róż.
W końcu odważam się spojrzeć Sol prosto w twarz. Nad wielką wodą.
Lekka bryza łagodzi odrobinę żar płynący z nieba wartkim strumieniem.
Gdziekolwiek jednak idę, na cokolwiek patrzę, jestem cały czas myślami przy mojej córce,
której brzuszek przypomina pełnię Księżyca.
Nie ma dla mnie nic piękniejszego od kobiety noszącej w sobie nowe życie!
Już za „chwilę” pod nordyckim słońcem pojawi się mały Wiking ❤